niedziela, 14 kwietnia 2013

"Mały Książę. Stwórz mi planetę" - recenzja



Pierwsze informacje o polskim wydaniu gry „Mały Książę. Stwórz mi planetę” wywołały moje duże zainteresowanie, ale i obawy. Z jednej strony nazwiska autorów, Antoine Bauza (7 Cudów Świata, Tokaido czy Ghost Stories) oraz Bruno Cathala (Mr. Jack, Cyklady czy Senji) zachęcają i obiecują wysoki poziom rozgrywki. Z drugiej strony, mogę wymienić wiele gier stworzonych przez znanych autorów i opartych na znanych książkach czy filmach, które przyniosły graczom głównie rozczarowanie… na szczęście już pierwsza rozgrywka w „Małego Księcia” rozwiała te wątpliwości! Zapraszam Was do podróży na planetę pełną owiec, słoni w kształcie kapelusza, pudełek, baobabów i wulkanów, gdzie można spotkać wiele niezapomnianych postaci z tytułowym Małym Księciem na czele.

Gra, która cieszy oko i wyobraźnię.
Gra powstała w siedemdziesiątą rocznicę wydania książki, która od wielu lat wzbudza niezmienne zainteresowanie kolejnych pokoleń czytelników. Śmiało można stwierdzić, że postacie i cytaty z tej książki stały się ważnym elementem współczesnej kultury. Gra wprost nawiązuje do książki przez wykorzystanie oryginalnych rysunków Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, co nadaje trochę baśniowego charakteru rozgrywce. Podczas gry naszym zadaniem jest stworzenie własnej planety, która dzięki pojawiającym się na niej elementom (zwierzęta, latarnie, pudełka, etc.) w połączeniu z cechami postaci, dają nam punkty prowadzące do końcowego zwycięstwa. Warto podkreślić, że już samo układanie „bajkowych” kafli planety wywołuje pośród graczy sporo radości, daje poczucie odprężenia i pozwala docenić oryginalność tematyki.
Grę dostajemy w zgrabnym i przemyślanym pudełku. W środku znajdziemy plastikową wypraskę z oddzielnym miejscem na każdy z czterech typów kafli planety oraz na znaczniki wykorzystywane na torze punktacji oraz bardzo czytelną i fajnie graficznie przygotowaną instrukcję. Tor punktacji znajdziemy natomiast na spodzie pudełka. Proste, przemyślane i wygodne w obsłudze rozwiązania, a dodatkowo jakość wykonania elementów obiecuje, że wytrzymają one wiele rozgrywek. Pewne wątpliwości budzi cena. Sugerowane przez wydawcę 80zł to w moim odczuciu ciut za dużo. W wielu sklepach internetowych można jednak ten tytuł znaleźć za 60zł – 70zł. 

Proste zasady i mechaniczna głębia.
Osobiście uważam, że mechanika to najmocniejszy element gry! Przy pierwszych zapowiedziach wydania tego tytułu pojawiło mi się w głowie skojarzenie z „Mondo”, całkiem sympatyczną, ale jednowymiarową grą. Okazało się, że poza kwestią budowania planety i punktowania za poszczególne elementy na kaflach, gry te mają ze sobą niewiele wspólnego.
W „Małego Księcia” można grać od 2 do 5 graczy. Z tym, że dla 2 graczy zasady są trochę inne niż dla 3 – 5 graczy. Grę zaczyna osoba najmłodsza, wybiera jeden z czterech zakrytych stosów kafli (postacie, wnętrze planety, dwie krawędzie – wznosząca i opadająca), z wierzchu bierze tyle kafli ile osób uczestniczy w rozgrywce, odkrywa je, wybiera ten najbardziej mu odpowiadający i wskazuje kolejną osobę, która będzie miała prawo wyboru jednego z odkrytych kafli. Osoba zabierająca ostatni kafel (bo przecież ciężko powiedzieć, że ma jakiś wybór) rozpoczyna następną turę rozgrywki. Rozwiązanie to z jednej strony daje poczucie „sprawiedliwości”, bo nie ma z góry przypisanej kolejności, z drugiej strony… no właśnie, wszystko zależy od „typów” graczy biorących udział w rozgrywce. Jeśli ktoś ceni w grze negatywną interakcję, może swoich współgraczy „wpuścić w kanał”, a raczej w baoaby lub wulkany. Przypomnijmy, że w książce Mały Książę musiał dbać, żeby na planecie nie pojawiło się zbyt dużo baobabów. Podczas gry też trzeba na to uważać – w momencie, gdy na naszej planecie pojawi się trzeci kafel z baobabem musimy wszystkie trzy obrócić rewersem do góry, który nie punktuje. A wulkany? Gracz, który ma ich najwięcej na koniec gry dostaje tyle punktów ujemnych, ile wulkanów na jego planecie. Gracze „rodzinni” mogą natomiast oddać się rozgrywce niemal kooperacyjnej, gdzie miej istotne jest zwycięstwo, a bardziej dobra zabawa, wspólnie spędzony czas i powstanie dobrze skomponowanych planet. Sposób doboru kafli daje również duże pole do popisu dla graczy, którzy uwielbiają negocjować podczas rozgrywki.
W rozgrywce dwuosobowej pojawia się dodatkowo fajny element blefu. Gracz rozpoczynający daną turę wybiera trzy kafle, nie pokazując ich współgraczowi wybiera jeden z nich do budowy swojej planety, a pozostałe, jeden odkryty a drugi zakryty, kładzie na stole. „Skoro mam już dwa baoaby a nie ma go na odkrytym kaflu to czy znajduje się na zakrytym?” „Jeśli odkryta postać nie daje mi za dużo punktów z elementów mojej planety to czy zakryta da mi ich więcej”? Wierzcie mi, takich dylematów pojawi się wiele do rozstrzygnięcia… Dla graczy „blefujących” i „dedukujących” pomyślany jest również wariant rozgrywki z zakrytymi postaciami, gdzie budujemy planetę bez informowania współgraczy jakie postacie nam w tym pomagają.
Biorąc pod uwagę, że losowość jest cechą gier kafelkowych to w „Małym Księciu” jej stopień zależny jest od ilości graczy. Najmniej losowa jest rozgrywka w 5 osób bo wykorzystujemy w niej wszystkie z 80 kafli. W rozgrywce 4 osobowej usuwamy po 4 kafle z każdego stosu, a w rozgrywce dla dwóch lub 3 osób usuwamy po 8 kafli z każdego stosu. Czy ma to wpływ na rozgrywkę? Niestety tak. W składzie 2 lub 3 osobowym sporadycznie mogą zdarzyć się rozgrywki, gdzie kafle postaci i ich cech, które punktują w dużej części rozmijają się z elementami, które pojawiają się na kaflach planety. Na kilkanaście rozgrywek raz spotkała mnie taka sytuacja.
Wreszcie kilka słów o najważniejszych kaflach w grze – postaciach. To one decydują za co i ile punktów zdobędziemy podczas podliczania punktów. W trakcie rozgrywki każdy z graczy zaprosi na swoją planetę  czterech z nich, warto podkreślić, że w naszym panteonie konkretna postać może się powtarzać. Jeśli mamy np. dwóch Latarników, to na koniec gry za każdą latarnie punkty policzymy podwójnie. Dobrym rozwiązaniem jest to, że będziemy mieć na planecie aż 4 postacie, umożliwia to realizację zróżnicowanych strategii na zdobywanie punktów (szczególnie w rozgrywce pięcioosobowej, najmniej losowej), jednocześnie postacie te są dość dobrze zbilansowane i żadna z nich, przy odpowiedniej kontroli naszych poczynań ze strony współgraczy, nie daje gwarancji na zwycięstwo.
Dodatkowym atutem „Małego Księcia” jest spora „plastyczność” zasad wyłożenia kafli. Można się przecież umówić, że najpierw wykładamy tylko postacie a dopiero potem pozostałe części planety. A może zaczniemy od 4 kafli wnętrza planety i krawędzi a postacie zostawimy na sam koniec? Każdy sposób dobry i każdy daje inne emocje i interakcje przy stole.
Paradoksalnie, proste zasady dają sporą głębię podczas gry i spore możliwości wyboru prowadzenia rozgrywki. Zapewnia to temu tytułowi zadowalającą regrywalność. Sama rozgrywka nie zajmuje również dużo czasu (20 do 30 minut). Jedynie w składzie pięcioosobowym, zwłaszcza jak przy stole znajdą się „myśliciele”, może trwać ona do 45 minut.

Podsumowanie
Gra „Mały Książę. Stwórz mi planetę” jest pozycją, którą zdecydowanie warto mieć w swojej kolekcji. W kategorii gier prostych ale nie prostackich to szczególnie mocna konkurencja z dodatkowym atutem w postaci bajkowego klimatu i jakości wykonania. Dobra skalowalność, przyjazna dla początkujących i „rodzinnych” graczy mechanika zapewni wiele radości z rozgrywki. Duże brawa dla autorów! A ja wracam na swoją planetę, gdzie podczas pisania tej recenzji niebezpiecznie zaczęły rozrastać się baoaby…  

Tytuł: Mały Książę. Stwórz mi planetę
Autorzy: Antoine Bauza i Bruna Cathala
Liczba graczy: 2 – 5
Wiek graczy: 8+
Przeciętny czas rozgrywki: 20 – 30 minut

Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za przekazanie gry do recenzji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz